Już chyba wiem, gdzie trzeba wyskoczyć na weekend z dzieciakami, jak tylko zrobi się trochę cieplej. Mianowicie zupełnie przez przypadek poznałem bliżej pewne miejsce, o którym już słyszałem wcześniej, ale tak do końca nie wiedziałem co, gdzie i jak. Brzmi tajemniczo, co nie? 🙂 A mam na myśli park rozrywki Energylandia. Wiedziałem już wcześniej, że Energylandia leży gdzieś na południu polski, ale raczej byłem przekonany, że jest przyklejona do Krakowa. Zazwyczaj takie kompleksy znajdują się na bezpośrednich obrzeżach wielkich miast.
Piątek wieczór, siedemnastu zadowolonych i podekscytowanych ludzi podjeżdża dwoma busikami pod kwatery noclegowe niedaleko Zatoru, gdzie planują spędzić najbliższy weekend na swoim pierwszym wyjeździe integracyjnym… Co to będzie, co to będzie? Hi, hi, brzmi jak wstęp do niskobudżetowego filmu grozy. 🙂 A tak naprawdę, to poważnie było nas siedemnastu, czyli pełny skład biura! No nie wierzyłam, że pojedziemy w komplecie, bo przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto nagle się rozchoruje, albo żona/mąż nie pozwoli jechać, albo dziecko ma przedstawienie w szkole…
Sezon wakacyjny się już zakończył, ale nasz szef, a dokładniej właściciel firmy, w której pracuję, postanowił ten okres trochę wydłużyć i zafundował nam – wszystkim swoim pracownikom – wspólny, firmowy wyjazd! Nigdy wcześniej czegoś takiego nie organizował, a pracuję w tej firmie prawie od momentu jej powstania, więc widzę, że to coś nowego. Musiał się pewnie trochę naczytać o tym, jak to wyjazdy firmowe dla pracowników dobrze na nich wpływają – polepszają integrację, wpływają na morale,
Z pracy zostałam wysłana w delegację i to niestety dość daleko, bo aż do województwa małopolskiego – a ja pochodzę z zachodniopomorskiego, więc to prawie po przekątnej na drugi koniec Polski. Jakoś od samego początku nie bardzo chciało mi się jechać, ale nie miałam jak odmówić. Pojechałyśmy z koleżanką jednym autem, a żeby jeszcze sprawę bardziej skomplikować, to do 12:00 musiałyśmy być w biurze… Dlatego wyruszyłyśmy już z lekka zmęczone, a tu jeszcze długa droga przed nami, niemal 600 kilometrów… ehh… :/ no ale co zrobisz. Szybko dopadła nas lekka senność, więc zatrzymałyśmy
Wyjazd z firmy jak mini wakacje u rodziny W Zatorze to znalazłam się przez przypadek. Właściwie to nie Zator, tylko Osiek, ale to blisko, rzut beretem. A znalazłam się tam dlatego, że Anka, taka znajoma z pracy, postanowiła się rozchorować. W poniedziałek rano szef wezwał mnie do siebie i mówi, że właśnie ta Anka, która była w delegacji gdzieś w Małopolsce, na weekend przyjechała do domu, ale wzięło ją jakieś przeziębienie, takie lekkie co prawda, ale kilka dni pracować nie będzie mogła. No i zapytał, czy na tę chwilę mogłabym za nią pojechać, bo dziewczyny
Szef ostatnio zakomunikował, że dostaliśmy zlecenie w Małopolsce, w jakiejś małej miejscowości niedaleko Kęt. Szybka sprawa, co prawda remont całej łazienki, ale w czterech to sobie spokojnie w tydzień poradzimy. Zazwyczaj na wszystkie roboty jeździmy w komplecie, to znaczy szef i trzy jego prawe ręce, jak to zwykle o nas mówi. I to w zasadzie byłoby na tyle, bo więcej ludzi w tej firmie nie ma. 🙂 Tworzymy sobie taką ekipę budowlaną od kilkunastu lat i tak sobie jeździmy po województwie opolskim, po Śląsku, a czasem i Małopolsce, wykonując